niedziela, 10 lutego 2013

Dieta.

Siema. Nie mam, co robić. Znaczy powinnam się uczyć, ale jest jeszcze cała noc, więc spoko.
Zastanawiałam się, co napisać i pomyślałam o mojej diecie. Wytrzymałam już równiutki tydzień, jutro zaczynam już drugi. Wierzę w siebie bardzo mocno, że wytrzymam. Zawzięłam się niesamowicie, że aż to do mnie niepodobne. A to co było moją motywacją zostawię dla siebie. :d
MOJA DIETA NIE PRZEKRACZA 1000 kcal.
Do diety dochodzi bieganie i brzuszki.

 W grę nie wchodzą żadne słodkie napoje. Gazowane też nie. 

Owoce są spoko, tylko też nie można ich za bardzo przedobrzać. Banan przykładowo ma aż 100 kcal!


Biały chleb odrzucony. Jem tylko czarny.

 Płatki też musiałam odrzucić, bo mają trochę kalorii.

 Masło jest tłuste. Wywalamy z diety. Znaczy jeśli mam zjeść jakieś mięso na obiad, a mamie nie chce się go gotować, to małą ilość można dać oczywiście.

 Gdy chce mi się czegoś słodkiego, to biorę wafle ryżowe, smaruję je twarożkiem, a na to dżem. Naprawdę pyszne. Pomysł wzięłam od babci.

 Zakaz jedzenia tłustych rzeczy. Mc' donald i te inne gówniane firmy z fast foodami. Dania na oleju też.

 Podstawową rzeczą jak dla mnie, to wykluczenie słodkich napoi i zastąpienie ich wodą.

 Makaron można jeść raz na jakiś czas, ale bez żadnych sosów najlepiej. Można dodać jakieś warzywa, czy coś i będzie naprawdę w porządku.

 Kawę piję normalnie tylko najważniejsze, żeby mleko nie było tłuste.

 Ryż mogę jeść. Nie jest za bardzo kaloryczny, czy coś.

 Sałatki to teraz moje główne pożywienie na obiad.

Czekolada wykluczona, jedynie gdy naprawdę chce mi się jej, to najlepiej gorzka i do 2 kostek. Ja zjadłam dzisiaj pierwszy raz od tygodnia jedną kostkę.


Siema! Wcale nie mam warkoczyków. I wcale nie będę jutro jak pudel wyglądać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz